Ostatnio miałam okazję zacząć uczyć się czegoś zupełnie nowego. Batik, bo o tym mowa, chyba mnie już wciągnął, a to dopiero próba!
Myślałam, zaczynając zabawę, że będę sobie jedynia maziała po płótnie, by zobaczyć, jak farba zachowuje się na tkaninie, jak mieszać kolory i oswajać się z nakładaniem wosku. W kilka godzin jednak powastało coś, czego zupełnie się nie spodziewałam.
Zdjęcia komórkowe... Przepraszam za jakość. Nie wpadłam na to, że będzie co fotografować.
Po naciągnięciu tkaniny zaczęłam zwyczajnie bawić się kolorami, zacieki powstały w wyniku posypania dzieła solą w grudkach.
Potem zrobiłam szkic ołówkiem na papierze, który poprawiłam, obwodząc grubym markerem. Papier podłożyłam pod materiał i odrysowałam sowopawia znowu ołówkiem wprost na tkaninie, dokonując przedziwnych wygibasów przy oknie, którego parapet był dla mnie za niski. Chodziło naturalnie o to, by słońce przeświecało przez bibułę i tkaninę i uwidoczniło linie markera. Do tego celu można wykorzystać także lampę.
 |
Gotowy szkic |
Następnie odpowiednie pola powlekałam warstwą gorącego wosku.
 |
Woskowe wypełnienia |
Kolejny etap to zamalowanie tła i ptaszyska. Pracowałam z farbami w kolorach: białym, żółtym, czerwornym, niebieskim i czarnym, więc uzyskanie odpowiedniego odcienia brązu było nie lada wyzwaniem.
Jak widać farba pokryła też częśś pomalowaną woskiem, co należy w miarę dokładnie zetrzeć zanim jeszcze zaschnie.
Następnego dnia prasowałyśmy tkaninę ciepłym żelazkiem przez papier, by pozbyć się wosku i wydobyć pierwszą warstwę kolorów. Ponieważ wosk zostawia tłustą obwódkę, tkaninę wrzuciłam do szybkowara na sitko i pozostawiłam pod wpływem pary wodnej na pół godziny, a następnie wyprałam swoje dzieło w ciepłej wodzie z dodatkiem mydła. Zamiast szybkowara można użyć także garnka z gotującą wodą i durszlaka.